Materiały z Terenu

Krzysztof Kłoda - Orkiestra Dęta MDK w Kolbuszowej

Krzysztof Kłoda, ur. 1975 r.,  kapelmistrz Orkiestry  Dętej w Kolbuszowej mieszka tu praktycznie „od zawsze”. Jest wykształconym muzykiem: ukończył studia magisterskie, kierunek: wychowanie muzyczne ze specjalizacją pracy w domach kultury. Kończąc studia napisał i obronił pracę magisterską pt. „Orkiestra Dęta MDK w Kolbuszowej w latach 1950-1990”. Jest kapelmistrzem i tamburmajorem orkiestry dętej, działającej przy MDK w Kolbuszowej.

Kazimierz Kłoda w swojej pracy magisterskiej opisał historię kolbuszowskiej orkiestry dętej i ma podstawie umowy licencyjnej jej kserokopię zgodził się przekazać na potrzeby Muzeum Etnograficznego im. F. Kotuli w Rzeszowie (kserokopia w załączeniu). Dlatego też wywiad prowadzono z pominięciem odwołań do jej historii a skupiał się raczej na opisie jej funkcjonowania „od środka” i z punktu widzenia niegdysiejszego członka orkiestry a obecnego kapelmistrza.

 

Początki gry w orkiestrze dętej

Uczęszczał do Ogniska Muzycznego w Kolbuszowej, gdzie uczył się gry na pianinie i na klarnecie. Na studiach także opanował sztukę gry na akordeonie: tylko strunowych instrumentów się nie czepiałem. Dęte tak. Saksofony (altowy, tenorowy), trochę też na studiach się uczyłem na alcie ale na saksofonach głównie się uczyłem sam. Łatwo szło, bo uczyłem się grać na klarnecie.

Od początku swojej nauki w ognisku nauczyciel Informatora – Ryszard Bajor namawiał go na podjęcie próby grania w orkiestrze dętej, która od wielu lat już funkcjonowała przy Domu Kultury w Kolbuszowej [od 1951 roku, niegdyś Powiatowy Dom Kultury, obecnie Miejski]. Pewnego razu po prostu wziął mnie na próbę tej orkiestry i tak się zaczęło. Wówczas prowadził ją ówczesny dyrektor MDK w Kolbuszowej – Wiesław Minich: fajnie było. Mieliśmy z orkiestrą różne wyjazdy. Nawet byliśmy w telewizji ogólnopolskiej w programie „Swojskie klimaty”.

Wspomina, że na początku swojego uczestniczenia w próbach orkiestry nie było łatwo. Trzeba było się odnaleźć, granie w grupie to jest coś innego niż solowe. To trudna sztuka, której się trzeba długo uczyć: słuchać i współgrać z innymi, a jednocześnie usłyszeć siebie w grupie instrumentów. Ważne jest, żeby mieś świadomość, czy jest to poprawne i mieć satysfakcję z tego, co się gra. Na początku to to było najtrudniejsze. No i oczywiście maszerowanie! Jak człowiek młody, jeszcze nie tak biegły instrumentalista to maszerowanie i granie jest trudne. Ale z biegiem czasu weszło to w nawyk, przyszła praktyka i już łatwo to było opanować.

Trzeba też było poświęcić czas w domu, żeby wyćwiczyć utwory grane przez orkiestrę: jakiś czas trzeba było w domu wygospodarować. To wynikało z indywidualnych potrzeb muzykantów. Ale na początku gry nowy członek orkiestry dętej nie był w stanie zagrać trudnych utworów. Musiała przyjść praktyka i zgranie.

Próby odbywały się raz w tygodniu, w piątki, gdyż tylko wówczas większość muzyków miała trochę czasu, który mogli poświęcić na orkiestrę dętą. Każdy przychodził z ochotą na próby, nie tylko dla wspólnego muzykowania ale też dla spotkania się, wspólnej integracji. Lubiliśmy razem grać. Zawsze była wzajemna sympatia i podziw dla grających tam zawodowych muzyków. Grał tam (i gra do dzisiaj) mój nauczyciel, Jurek Wrona – jeden z najlepszych klarnecistów w okolicy, był członkiem orkiestry dętej, kapel ludowych i różnych zespołów rozrywkowych.

 

Skład orkiestry

W latach 90. XX wieku orkiestra liczyła od 20 do 25 członków. Było wówczas wielu muzyków grających na instrumentach dętych blaszanych: nawet większość. Teraz jest odwrotnie: więcej dętych drewnianych, które z konieczności zastępują blaszane, na przykład saksofony altowe grają partie rogów czy tenorowe – barytonu. Inaczej brzmi ten instrument, nie da się podrobić brzmienia ale jest w stanie zagrać takie partie. Na blaszane jest ciągłe zapotrzebowanie. Jednak mniej młodzieży chce się uczyć gry na blachach.

Zawsze w orkiestrze były i są instrumenty perkusyjne, wykorzystywane przy różnych okazjach. Jest zawsze to, co potrzebne w marszu: bęben marszowy, werbel, czynele. Na scenie dokładane są różnego rodzaju „przeszkadzajki”: tamburino i inne, które mają specyficzne brzmienie, dodają klimatu.

 

Występy

Orkiestra dęta ma swoją specyfikę występów. Występują „marszowo” i na scenie. Występy marszowe towarzyszą różnym świętom państwowym, przy defiladach, paradach, oprawa mszy. Nie ma wtedy zestawu perkusyjnego, gitary basowej i elektrycznej, też instrumentów klawiszowych. One pojawiają się na scenie, nie zawsze ale dodają koloru.

Więcej zawsze było występów marszowych. A sceniczne to rozmaite przeglądy i festiwale, wyjazdy koncertowe, oprawy koncertowe imprez. Jeździliśmy trochę po Polsce: Gorzów, Nowy Sącz, Kraków (dość często), też i bliżej, a głownie lokalnie. Nie jeździliśmy dużo za granicę.

 

Ludzie lubią orkiestry dęte. Nas zawsze dobrze przyjmowano, nie spotkaliśmy się z zimnym przyjęciem. Kiedyś były inne czasy. Miało się satysfakcję, że się gra w orkiestrze dętej, podziw słuchaczy. Teraz jest trochę inaczej. Muzycy mają mniej czasu, są zapracowani i mało odpoczynku, dlatego opuszczają więcej prób. Od razu to widać w jakości grania. Na szczęście sympatia widzów pozostała, chociaż okazywanie podziwu już nie jest tak spontaniczne.

 

Nie jest łatwo zaprosić do składu orkiestry nowych muzyków. Prowadzimy nabory ale wielu chętnych nie ma. Teraz jest trudniej niż kiedyś. Mimo wszystko udaje się namówić szczególnie młodzież do uczestnictwa w próbach orkiestry. Zawsze są mile widziani i staramy się wynaleźć dla nich instrumenty, na których mogą grać. To przeważnie wynika z braku czasu. Młodzi nie zawsze mogą sami docierać na próby a rodzice nie bardzo chcą przywozić, bo nie mają czasu. Gdy już stają się starsi, wówczas wyjeżdżają stąd na studia, do pracy albo za granicę. Stąd te trudności. Po części też to nie jest to, co daje młodym frajdę. Trochę minęła moda.

 

Repertuar orkiestry dętej z Kolbuszowej jest bardzo różnorodny. W Domu Kultury jest trochę utworów z poprzednich lat, które do dziś są grane przez orkiestrę. Trochę też pozyskujemy dzięki wymianie między orkiestrami. Orkiestry dęte trzymają się razem, gdy tylko mogą, pomagają sobie wzajemnie. Tak samo utwory: niektóre z nich inne orkiestry nam dają a my ze swojej strony dajemy im inny. Kolbuszowska orkiestra od lat jest bardzo szanowana w środowisku, taka „solidna firma”, więc nie zdarzyło się, że któraś inna odmówiła nam współpracy i pomocy.

Wszystkie nowe utwory, także i te pozyskiwane „na wymianę” wymagają przeróbek i dostosowania do możliwości kolbuszowskiej orkiestry. Najczęściej od lat wykonywał to Informator: ja to robiłem ale też i inni, ci, którzy mają programy komputerowe do nut. Piszą nuty na komputerze i jest łatwiej potem grać. Najczęściej takie, które wymagają transpozycji: w programie jest to łatwe. A poza tym ręczne pisanie nut obecnie nie zawsze jest czytelnie dla członków orkiestry. Czasy się zmieniły. Lepszy jest druk ale jak trzeba – to i ręcznie.

Orkiestra nie posiada własnych aranżacji utworów: ale pomysły są. I być może coś z nich wyjdzie.

 

Krzysztof Kłoda od 2004 roku jest kapelmistrzem orkiestry: nie było właściwie przerwy. Grałem w niej cały czas. Po kapelmistrzu Minichu od 1996 roku kierowała nią Aleksandra Niezgoda, ówczesna Dyrektorka MDK w Kolbuszowej, do 2003 roku. Później przez krótko był Bogdan Żądło – krótko, bo wyjechał za granicę. Ja sam pracowałem w MDK-u od 1997 roku, jednocześnie studiowałem, grałem w orkiestrze. Gdy odszedł Bogdan, wówczas w pewnym sensie musiałem z urzędu objąć kierownictwo orkiestry i zostać kapelmistrzem. Początki – tak jak z graniem – były ciężkie. Ale zawsze lubiłem orkiestrę dętą i do dziś lubię więc jakoś poszło.

Repertuar wybieram ja, ale zawsze każdy ma coś do powiedzenia. Część uwag uwzględniam ale nie zawsze. Różnie to jest.

 

Z ubraniami orkiestry zawsze był problem. Od początku istnienia orkiestry ubieraliśmy stroje strażackie, albo białe marynarki albo lotnicze, a inne orkiestry już od jakiegoś czasu ubierały się po amerykańsku. U nas nie. Od czasów, gdy kapelmistrzem był Kazior (założyciel powojennej orkiestry) tak się ubieraliśmy. I tak zostało. Ale ciągle ubrań brakuje.

Brakuje też instrumentów. Muzycy przeważnie grają na swoich instrumentach: saksofony, klarnety, trąbki. Tylko blachy są własnością MDK-u: tenory, barytony, puzon, helikony. Ale i one powinny być wymienione na nowsze, bo już się wysłużyły. Całkiem dobrze mają nowe, młode orkiestry. Od początku kupowane są nowe instrumenty, często jednej marki. Wtedy orkiestra gra lepiej, nie ma kłopotów ze strojeniem i efektownie wygląda.

 

Gdy orkiestra gra do marszu, wówczas K. Kłoda staje się tamburmajorem: mam buławę i musiałem nauczyć się różnych znaków, żeby wydawać orkiestrze polecenia, co robimy: idziemy, skręcamy, gramy, przestajemy. Idę tyłem do nich, więc jest to konieczne. Nie mamy czasu, żeby ćwiczyć parady, na to nie mamy czasu ale takie próby ruchowe, marszowe czasem się odbywają. Robimy to Sali MDK-u albo na placu z tyłu budynku. To, co jest niezbędne by maszerować ćwiczymy. Od zawsze młodsi uczyli się od starszych, w miarę szybko to szło. Miałem specjalne warsztaty, kursy i seminaria, żeby nauczyć się właściwego dyrygowania orkiestrą w marszu. A poza tym sam grałem w orkiestrze k widziałem sygnały, które dawali moi poprzednicy. Czasem ma się tego dość. Odpowiedzialność jest duża, bo gdybym się pomylił, wtedy orkiestra się sypie. I tak nie używamy wszystkich sygnałów, które stosują orkiestry zawodowe ale nie zmienia to faktu, że odczuwam odpowiedzialność za orkiestrę.

Buława, której używa orkiestra dęta z Kolbuszowej jest taka sama od lat: jedna zginęła, trzeba i tak było kupić komisowo inną. Ale tej obecnej ktoś chyba nie lubił, dlatego oddał. Jest długa i nieporęczna. Niełatwo nią podrzucać, machać czy skręcać. Ale trudno, już się przyzwyczaiłem.

W występach scenicznych z kolei kapelmistrz staje się dyrygentem: wtedy batuta i pulpit. Lubię to, nawet powiem, ze brzmienie sceniczne bardziej mi się podoba.

 

Kolbuszowa jest małym miastem, a funkcjonują tutaj trzy orkiestry dęte: MDK, szkoły muzycznej i rodzinna – Wronów: w naszej jest sporo członków w dojrzałym wieku a w orkiestrze szkoły muzycznej gra młodzież. To dla niej jest nauka. A w rodzinnej sam czasem gram, tak jak wielu członków naszej orkiestry. Ona czasem występuje jako orkiestra parafialna i gra przy różnych świętach, np. przy procesji na Boże Ciało. Wspieramy się razem Nigdy między orkiestrami nie było zatargów, dogadujemy się, a występów i tak jest sporo.

 

 

Związki Orkiestry z kapelami z okolic Kolbuszowej

Orkiestra dęta miała wielki wpływ na funkcjonowanie kapel w Kolbuszowskiem. Od czasów przedwojennych do składu najpoważniejszych kapel weselnych weszły instrumenty dęte: głównie klarnet, czasem trąbka. Taka kapela, mająca w składzie instrument dęty była uważana za „lepszą”, „godną” i chętnie była zapraszana na wesela i zabawy taneczne: to było coś! Po I wojnie światowej, także wcześniej wracali do domu byli żołnierze z wojsk CK Austrii. Niektórzy tam nabyli umiejętności gry na instrumentach dętych. Cieszyli się szacunkiem i podziwem, a kapela, w której grywali była najbardziej ceniona przez mieszkańców okolicznych miejscowości. I tak już zostało. Do dzisiaj wielu uważa, że bez klarnetu kapeli nie ma albo jest „byle jaka”. Tak więc szczególnie klarneciści są rozchwytywani przez kapele tu funkcjonujące. To na przykład Jurek Wrona, też Ryszard Bajor – mój nauczyciel – też trębacze. Ja sam też grałem w kapeli z Władkiem Pogodą. Wyjeżdżałem z nim do Francji, do Gdańska. Bardzo mi się to podobało. Trochę niestety terminy mi nie pasowały i dlatego musiałem zrezygnować w. Gdyby nie to, do dziś bym kapeli grał, bo bardzo mi to pasowało.

Ci sami muzycy bardzo chętnie też uprawiają inne style muzyczne: jazz, grał też przez jakiś czas zespół dixielandowy. Prezentują bardzo dobry poziom muzyczny. Pewnie dlatego potrafią świetnie znaleźć się w każdym stylu muzycznym. W orkiestrze dętej wykorzystujemy te różnorodne doświadczenia i umiejętności. Szczególnie przydaje się ogranie w kapelach ludowych. Aranżacja utworów, które gramy jest bardzo ciekawa i uwzględnia nasze upodobania. Widać w nich tę ludowość „stąd” ale też i jazz. To jest bardzo ciekawe i w tym tkwi tajemnica ciekawego brzmienia naszej orkiestry. Ludzie bardziej czują nasze klimaty. Poza tym o wiele ciekawiej brzmią utwory grane z pewną dozą improwizacji, spontaniczności, charakterystycznej dla muzyki ludowej, niż takie odgrywanie nutka w nutkę.

 

 

Materiał zebrała: Jolanta Dragan

 

Fotografie Orkiestry podczas obchodów uroczystości 3-Maja w 2008 r.