Materiały z Terenu

Jan Marzec - "Naznaczony muzyką"

 

Jan Marzec, ur. w 1936 r. zam. Kosowy

 

Informator jest muzykantem – skrzypkiem, obecnie jednym z najlepszych na terenie Puszczy Sandomierskiej. Jest bardzo schorowany, przeżył zawał i udar ale nie poddaje się chorobom tylko nadal stara się grać: chyba bym nie przeżył, jakbym już nic nie mógł grać. To mnie trzyma!

 

Nauka gry na skrzypcach 

Urodził się w Niwiskach. Ojciec pochodził z Trzęsówki a matka z Kosów: tu była jej ojcowizna. Jak sie pożenili z tatem to mama od swoich ojców dostała pole i plac, tu sie wybudowali, tu zamieszkali i tu sie urodziło ich trzech synów. Ja jestem średni.

Mój ojciec grał na skrzypcach, na sekundzie (Józef Marzec) i razem z moim stryjem (Bronisław Marzec) – grał na basach, za młodu grywali po weselach. Czasem się zmieniali, bo stryj też grał na skrzypcach. Prymistą był słynny Czachor, też pochodził z Trzęsówki. Czasami grywał z nimi Andrzej Hałdaś, na klarnecie C. On był najstarszy z nich. Grali jeszcze w czasach przedwojennych. Potem sie to porozbijało, ojciec jak sie ożenił to przestał grać. Z Czachorem to później i ja czasem grałem. Ojcu było Józef, mnie Jan, to Czachor na mnie „Józek” mówił.

Uczył się początkowo sztuki gry na skrzypcach u stryja, który grał na skrzypcach lepiej niż ojciec Pana Jana. Później zaczął chodzić na nauki też do Pogody [Władysław]: byłem ze szesnaście razy u niego.

Nauka szła dobrze, dość szybko osiągnął biegłość na tyle dużą, że już w początkach lat 50. XX wieku, jeszcze przed pójściem do wojska, zaczął grać na potańcówkach. Wtedy grałem na skrzypcach.

 

Nauka gry na instrumentach dętych. Orkiestra dęta

Hodował króliki. Któregoś dnia wybrał się pieszo na targ do Kolbuszowej, żeby je sprzedać. W mieście zobaczył afisz, ze poszukiwani są chętni do nauki gry na instrumencie, do orkiestry dętej. Poszedłem sie tam zapisać, żeby uczyć sie grać. Przesłuchali mnie, wtedy był w orkiestrze Jan Styga, chętnie mnie przyjęli. Raz w tygodniu, w piątki, były te próby i ja chodziłem piechotą do Kolbuszowej i nocą z powrotem do Kosów. Mówili, ze wilki grasują w nocy, to ja se tłumaczyłem, że zagram im na trąbie, to uciekną.

Zaczął uczyć się grać na trąbce. Moje usta były za grube, do trąbki trzeba cienkich. Wtedy przerzuciłem sie na tenor.

Równocześnie grał też na skrzypcach, nie zarzucił nauki: pamiętam jak jeszcze Styga był kapelmistrzem to spóźniał sie na próby orkiestry, bo ze mną ćwiczył skrzypce. Ze Stygą zaczął nawet grywać po weselach i nie płacił już później za lekcje.

Grał też jak kapelmistrzem został Walenty Kazior. W orkiestrze dętej grał ponad cztery lata: dobrze poznałem już wtedy nuty, umiałem marsze ale poszedłem do wojska.

 

Dostał powołanie do wojska i przydział do jednostki w Sanoku, na szkolenie. W czasie przysięgi usłyszał ogłoszenie o poszukiwaniu żołnierzy grających na instrumentach i polecenie zgłoszenia się do świetlicy na przesłuchania. Zgłosiło sie nas trzynastu. Jak wchodziłem do sali od początku już obserwowali, ci w komisji, jak siadasz, jak idziesz, wszystko. Zaczęli sie pytać na czym gracie, ile czasu, co graliście w orkiestrze a później kazali zagrać jakiś marsz. Otworzył nuty, zagrał i został przyjęty. Został też poinformowany, że po zakończeniu szkolenia i przydziału do jednostki będzie grać w orkiestrze.

I tak było! Jakeśmy przyjechali do Nowego Sącza to każdy dostawał swój przydział. Nie mogłem sie doczekać swojego. Dopiero po koniec przyszły „lirki” i krzyknął do mnie: „Wystąp”. Dziewięciu nas tak biegło. Kilka dni trzeba było czekać na instrumenty ale potem już zaczęło sie ćwiczenie. W drugim roku sobie myśle: jo tu mitręże czas! Po kryjomu zacząłem sie uczyć na saksofonie. Starszy rocznik nie dał nam instrumentów ale jak było wolne to po kryjomu brałem i ćwiczyłem jakieś etiudy. Dowódca mnie nakrył na tych ćwiczeniach i na pierwsze wolne miejsce mnie wziął na saksofon. Nawet mnie zabierał na dansingi do kasina wojskowego. Chcieli mnie zostawić w wojsku, na zawodowego ale nie chciałem.

 

Działalność zespołów weselnych, skład

Po powrocie do domu przez jakiś czas nie grał na saksofonie, nie miał pieniędzy na jego zakup. Na weselu, w pobliżu Kosów grał zespół Czachora (saksofon, skrzypce, akordeon i kontrabas). Chciał spróbować gry na saksofonie. Poprosił o zgodę na zagranie na nim. Grał kilka utworów a później Czachor zaproponował mu granie wraz z nimi w zespole. Obiecał pożyczkę pieniężną na zakup instrumentu i zostało to sfinalizowane.

Grania było tyle, że można było wyżyć z tego. Grałem z nimi przez kilka lat.

Na początku, jak zaczynałem grać to w zespołach były: skrzypce prym i sekund, kontrabas, klarnet i trąbka (a i to nie zawsze). Dopiero później zaczął pojawiać się saksofon.

W każdym razie już w latach 50. XX wieku zespoły grały w różnych składach: saksofon albo dwa saksofony, albo saksofon i trąbka, akordeon i perkusja, czasem też klarnet. W początkach mojego grania w zespołach weselnych były jeszcze skrzypce ale pomału, pomału, skrzypce zanikały. Ale było tu skrzypków, takich dobrych sporo: był Czachor z Mielca, Fryc, Książek. Z nimi grałem też na skrzypcach, w zespołach na saksofonie. Zbieraliśmy sie z całej okolicy w jakiś zespól, bo muzyków w jednej wsi ciężko było znaleźć, żeby chcieli grać w zespole. Tośmy sie zbierali.

Gdy powymierali ci starsi muzykanci, wówczas zaczął grać z muzykami z Kolbuszowej: Jurek Wrona na klarnecie, Bajor na akordeonie, perkusista przyjeżdżał z Dęby i jakoś szło. Staraliśmy sie grać w stałym składzie ale nie zawsze sie to udawało. Poza tym czasem prosili mnie z innych zespołów o granie. Jeżeni nasz zespół akurat nie miał grania wówczas godziłem sie i grałem z innymi, a zespół nie miał o to pretensji. Tak samo i inni.

Zespoły weselne były, są i będą. Czasem sie trafi wesele, gdzie puszczane są nagrania ale jak jest żywa muzyka to jest inaczej, to dopiero jest wesele!

 

Repertuar

Żeby grać jakieś utwory to pisało się nuty samodzielnie albo odpisywało od innych, jeżeli pozwolili. Ja mam całe nakastliki zeszytów ze spisanymi nutami utworów (przykładowe fotografie w załączeniu). Najczęściej jeden uczył sie, a drugi od niego, czasem spisywali nuty. Ale najczęściej to tak uczyli sie od siebie. Nie wszyscy znali nuty, ja znałem i ode mnie sie uczyli.

Trzeba było pilnować, żeby w repertuarze cały czas pojawiały się modne przeboje, znane z radia czy z telewizji: potem gadali, że oni to grajo ale wszystko takie staroświeckie. To jak sie któryś zwiedział, że ktoś inny ma nuty jakiegoś przeboju, trzeba było jechać i odpisywać, żeby sie nauczyć. Nie zawsze chcieli dawać. A trzeba było iść za prądem, bo zaraz wydziwiali: w radiu grajo a wy nie?

 

Zarobki muzykantów

Z opowiadań ojca słyszał, że zarobki były bardzo ciężkie. Uważano, że najtrudniej grało się w Krzątce i najbliższych okolicach: nie chcieli płacić i brony można było na plecach przynieść. Tak było! Niby sie zgodzili ile płacić ale później przychodziła „postronka” i gadali, że u nas trzeba grać, my chcemy tańcować. I to trzeba było delikatnie mówić o zapłate, żeby co na grzbiet nie chwycić.

Ja sam miałem tam przygode, jak sam grałem. Któryś z naszego zespołu zgodził sie na wesele w Krzątce. Mieliśmy grać tam w czwórke ale wzięliśmy jeszcze jednego, bo mieliśmy wesele w sobote ji wszyscy byśmy grali dwa dni bez przerwy. Tośmy wzięli na zmiane jednego, żeby można było sie zdrzemnąć godzine, dwie. Wyszła na mnie kolejka odpoczynku, to poszedłem do kuchni. Tam stało łóżko, to sie na nim położyłem. Ale nie mogłem spać, postronki sie naschodziło. Tu wesele tajcy, tu ci stojo w kuchni i gadajo między sobo: „do któryj uoni majo tu grać”? A jo nie śpie, tylko słucham. „A prawdopodobnie, że do jedynastej godziny są zgodzeni”. A drugi mówi: „My ich tu przypilnujemy, że uoni będo grać, dokąd my bedziemy chcieli. A inny odpowiada: „Nie bardzo. To so stare filozofy, to one nie bardzo sie was bedo bać i wam nie bedo grać , jak im nie zapłacicie”.

Już mi sie odechciało spać. Powiedziałem chłopakom jak jest sprawa i że bedo nas na strach brać. Już sie więcej nie kładłem tylko wziąłem saksofon, bo wtedy na nim grałem i w piątke zaczęliśmy grać. Gramy tak sumiennie od 10 do 11, tak, żeby ich zadowolić, bez przerw. Skonczylimy grać, zagralimy marsza, do widzenia, dobranoc. No i przyszli do nas i mówio: Coście już skończyli. U nas trza grać. A na to Czachor: „U nas za granie to sie płaci. Do jedenastej godziny my byli zgodzeni i do jedynastej gramy. Już jest dziesięć po jedynastej i grać nie będziemy”. A ten na „K”: „K…., grać”! No to Czachor, skoro tak, to też: „K…, płacić”!

Na to drużba już taki zdenerwowany wyciągnął sto złotych, dał Czachorowi i mówi: „Będziecie grać, aż was trafi! No to my gramy jednego i następne, do czwartego. Potem tyn, co zapłacił, fajt, przewrócił sie na podłogę. No i zawał. Zabrało go pogotowie. No ji ten Czachor mówi: „Kogo szlag trafił: jego, czy nas”?

Dawniej prymiści rządzili pieniędzmi i pozostałym muzykantom płacili marne grosze. No i zależało, od zapłaty. Bywało różnie, nawet i nie płacili. I co im zrobisz? Umów sie nie pisało, do sądu sie nie szło. Tak bywało. Wszystko było na słowo.

Przeciętna stawka wesela 10-15 lat temu to było 250-300 złotych na osobe. Zdarzało sie i 500, zależało od zamówienia. Przeważnie młody płacił umówioną stawke, nie za wysoką, bo liczyło sie, że sie zarobi od gości. Ale bywało, że takiego zarobku nie było. Jak ktoś przychodził, grało sie marsza, to płacił. Zamawiali specjalne tańce, to też płacili.

Teroz to wszyscy patrzo, żeby po równo zapłate dzielić. Równiutko!

 

Perypetie zawodowe Jana Marca

W międzyczasie uzupełnił wykształcenie, skończył Technikum Rolnicze w Weryni, pracował w bazie Kółek Rolniczych w Kosowach na stanowisku kierownika. Sekretarz powiatowy partii – Mazur stwierdził, że dla takiego muzyka to musi się znaleźć miejsce gdzie indziej (sam grał na trąbce) i został przyjęty na stanowisko dyrektora do tworzonego wówczas domu kultury w Niwiskach. Zacząłem tworzyć chór, zespoły muzyczne, jakoś to działało.

W stanie wojennym ośrodki kultury zostały zamknięte. Komisarzem na gminę Niwiska był major Nizioł z Rzeszowa. Zbliżała sie akademia z okazji Dnia Kobiet. Ośrodek kultury był zamknięty ale ja utrzymywałem łączność ze swoimi zespołami. Próby zespołów organizowaliśmy w szkole. Zorganizowałem akademię z tej okazji (zresztą sekretarz Mazur mi tak zasugerował), na którą przyszedł ów Nizioł. Przyszli w trzech, komisarze wojskowi. Po zakończeniu akademii Nizioł wyszedł na środek i podziękował za jej przygotowanie. Dopiero później Mazur powiedział: Marzec, Ciebie to uratowała akademia! Mieli cie zwolnić, bo ośrodek kultury zamknięty, więc nie pracujesz. Pokazałeś, że próby są. Zresztą pewnie nie pasowałem władzy, i chcieli mnie zwolnić, jak innych u nas.

 

Kapela „Niwa” z Niwisk

Na czas perypetii zawodowych w Niwiskach zaprzestał grania na jakimkolwiek instrumencie: nie miałem czasu ani grających ludzi. Ale tak ze 30 lat temu zaczęto mówić o powrocie do starodawnej muzyki. To sie tak wahałem ale gdzieś ponad dwadzieścia lat temu udało mi sie założyć kapele. Wróciłem do skrzypiec i znów zacząłem grać. Ale jakoś sie udało. To kapela „Niwa” z Niwisk.

Na początku kapela grała w składzie: Jan Marzec – skrzypce prym, Józef Sukiennik – sekund (nie żyje), Stanisław Białek – klarnet, gdy zmarł zastąpił go Jurek Wrona, Tadeusz Rzeszutek – akordeon (z Ostrów Tuszowskich), i na bębnie Eugeniusz Nagnajewski z Nowej Dęby.

Mieli bardzo dużo występów, byli często zapraszani na różne festiwale i uroczystości: Gdzie byśmy nie pojechali, to jakąś nagrodę przywoziliśmy. Nawet w Kazimierzu coś zdobyliśmy [na kazimierskim festiwalu kapela „Niwa” z Niwisk w 1993 roku zdobyła wyróżnienie, Pan Jan niestety nie pamięta wielu faktów a dyplomów nie mógł znaleźć].

Informator nie krył rozgoryczenia podczas rozmowy o kapeli: teraz to kapela właściwie nie trwa. Nie ma pieniędzy na systematyczne próby. Tylko tak awaryjnie, jak trzeba grać to zbieram ludzi i gramy właściwie „na żywo”. Jedna, góra dwie próby. A tak to nie ma nic. To właściwie kapela z Niwisk nie istnieje. Prób nie ma, za próby nam nie płaco, to nie spotykamy sie. Przeważnie każda kapela ma za próby płacone, a tu?

Właściwie to jesteśmy trochę jak zespół weselny: kto nas zamawia, ten nam płaci. Ostatnio byliśmy w Warszawie [na koncercie festiwalu „Nowa Tradycja”], to tam nam płacono. W Niwiskach wójt nie, ani złotówki.

 

Repertuar kapeli jest dobierany przez Jana Marca. Różne melodie ma zapisane w zeszytach nutowych z 1965 roku: to stare, żółte zeszyty, z nich wybieram kawałki i gramy. Troche też pamiętam.

Kapele występują na festiwalach, występach z okazji jakichś świąt ale nie grają po weselach. Ten czas już sie skończył. Kapele tylko na sceny. Nawet ludzie przeważnie nie bawią sie jak kapela gra, czasami tylko.

 

Skrzypce Jana Marca

Skrzypce, które dostał od stryja sprzedał. Pan Jan kupował skrzypce i je samodzielnie remontował. Lubi dłubać przy skrzypcach, cieszy się, gdy odzyskują ładny wygląd i dźwięk. Obecnie gra na dobrych skrzypcach: to jest drogi instrument. Unikat. Ja na nie czekałem 5 lat. One były zepsute, była szyjka urwana. Miał je Cebula z Kolbuszowej. Sam je kilka razy robił i ciągle mu sie urywały [przy komorze ślimakowej]. Kiedyś zobaczyłem zepsute skrzypce z całą szyjką, prawie taką samą jak w tych, na które czekałem. Wiedziałem, ze będzie pasować. Ja te skrzypce kupiłem i ta szyjka czekała na te moje upatrzone. Pytałem sie Cebuli: Jasiu, jak tam skrzypce? Grajo? A on: „A gdzie tam! Ciągle sie psujo. Byłem u Fredka Ciasnochy za Rzeszowem i powiedział, że nic sie nie da zrobić”. A ja chciałem te skrzypce, podobały mi sie.

Raz, pod wieczór, zadzwonił Cebulka i powiedział, że mi je sprzeda, tylko dzisiaj, bo ni ma żony w domu. No to dawaj w samochód i jade. Wszedłem, patrze, szyjka sie rusza. Tośmy sie targowali i stanęło na pięciu stówkach. Przyjechałem do dom, już przez droge myślałem jak ja to bede robić. Zaraz sie zabrałem za robote i jesce do wieczora założyłem szyjke i wyrównałem kolor.

 

opis fotografii:

fot.45 – Jan Marzec na próbie kapeli „Niwa” z Niwisk. Fot. W. Dragan, Niwiska 2016

47 – Dorota Jamróz, skrzypce sekund na próbie kapeli „Niwa” z Niwisk. Fot. W. Dragan, Niwiska 2016

48 – Jan Marzec i Jerzy Wrona (klarnet) na próbie kapeli „Niwa” z Niwisk. Fot. W. Dragan, Niwiska 2016

49 – Jerzy Wrona (klarnet) na próbie kapeli „Niwa” z Niwisk. Fot. W. Dragan, Niwiska 2016

50 – Franciszek Materla (kontrabas) na próbie kapeli „Niwa” z Niwisk. Fot. W. Dragan, Niwiska 2016

 

 

Materiał zebrała: Jolanta Dragan

Fotografie: Wojciech Dragan